wtorek, 8 grudnia 2015

Podsumowanie wyzwania czytelniczego BookAThon Polska (Zima 2015)



Ogólnopolskie wyzwanie czytelnicze BookAThon dobiegło końca. Plany miałam ambitne (jedna książka na jeden dzień), dlatego cieszę się, że większość udało mi się zrealizować. Postanowiłam skupić się na książkach, które zawsze omijałam szerokim łukiem, a one mimo to stały dzielnie na półce i czekały na swoją kolej. Stąd mój plan czytelniczy:


W realizacji wyzwania pomogło mi przeziębienie i tygodniowe zwolnienie lekarskie, lecz mimo to nie zdążyłam przeczytać ostatniej z zaplanowanych pozycji („Dziewięć” Stasiuka). Skończę ją jutro lub pojutrze. W najbliższych dniach również spróbuję nadrobić zaległości na blogu i napisać parę słów o każdej z tych książek.

Podsumowując. Udało mi się zapoznać z pięcioma z sześciu zaplanowanych książek. Wstrzymało mnie "Życie Pi", ponieważ żal tak wspaniałą książkę "przelecieć" od deski do deski. Na dłużej zatrzymałam się również przy "Cesarzu", lecz już z zupełnie innych przyczyn niż w przypadku "Życia Pi".
1) S.J.Watson „Zanim zasnę” (407 stron) 6/10
2) L.M.Montgomery „Ania z Zielonego wzgórza” (382 strony) 8/10
3) E.Hemingway „Stary człowiek i morze” (78 stron) 3/10
4) Y.Martel „Życie Pi” (400 stron) 9/10
5) R.Kapuściński „Cesarz” (141 stron) 4/10

Przeczytałam łącznie 1408 stron, czyli niewiele mi zabrakło do wymaganych 1500 stron! :)

Z BookAThonem spotkałam się po raz pierwszy, ale na szczęście była to dopiero druga edycja. Cieszę się, że mogłam wziąć w nim udział i już nie mogę się doczekać następnego razu!

wtorek, 31 marca 2015

Kącik Muzyczny: Celine Dion "My Love (Essential Collection)"

1. "My Heart Will Go On" 
2. "Think Twice"
3. "It's All Coming Back to Me Now"
4. "A New Day Has Come
5. "My Love"
6. "Taking Chances"
7. "That's the Way It Is
8. "The Power of Love"
9. "Because You Loved Me"
10. "Tell Him"
11. "Falling into You"
12. "I Drove All Night"
13. "I'm Alive"
14. "All by Myself"
15. "Alone"
16. "Immortality"
17. "Beauty and the Beast"
18. "There Comes a Time"

Głos, który wykonuje motyw przewodni filmu „Titanic” zachwyca mnie od zawsze. Jest wręcz stworzony do opowiadania miłosnych historii. Szeroka skala, czysty falset i szemrzące piano to największe jego atuty. Z wielką przyjemnością więc wsłuchałam się w składankę najpiękniejszych piosenek Celine Dion, szczególną rozkosz czerpiąc z romantycznego nastroju jej wspaniałych ballad.
Utwory zamieszczone na anglojęzycznej płycie „My Love (Essential Collection)” są niejako znakami rozpoznawczymi tej kanadyjskiej piosenkarki.  Powstawały w latach 1990 – 2008, dlatego większość z nich powoduje we mnie osobistą podróż do czasów dzieciństwa. Pamiętam, jak wzruszałam się piosenką „Think twice”...  Gdy wybrzmiewał ostatni akord cofałam ją do początku, by po uspokojeniu znów wybuchnąć płaczem w okolicach drugiej zwrotki. Podobna sytuacja towarzyszyła utworowi „My heart will go on”. Jako nastolatka chciałam nawet zaśpiewać to na konkursie młodych talentów, ale podczas prób ani razu nie potrafiłam wykonać kulminacji bez załamania głosu towarzyszącemu lawinie łez wypływających z moich oczu. Przy „Falling into you” biodra same kołyszą się w rytm rumby, zaś piękna melodia powoduje, że oczy same się zamykają, a myśli uciekają gdzieś w odległe krainy największej intymności. Piosenką „My love” Celine Dion, pomimo upływu lat, nadal potrafi poruszyć najczulsze struny mojej muzycznej wrażliwości.
Duety , które znalazły się na tym albumie, również są powszechnie znane i lubiane. „Beauty and the Beast” to cover piosenki nagranej specjalnie na potrzeby bajki Disneya o tym samym tytule. Dobrze pamiętam tę scenę: przygotowania do wspólnej kolacji Pięknej i Bestii, a później ich taniec we wspaniałej sali. Jakże zjawiskowy byłby to obraz, gdyby towarzyszył mu od początku akompaniament Celine Dion i Peabo Brynsona! „Tell him” to chyba najpiękniejszy kobiecy duet wszech czasów. Obrazuje rozmowę dwóch przyjaciółek – jedna zwierza się drugiej z zawstydzenia, które towarzyszy jej na myśl o tym, że miałaby wyznać miłość ukochanemu mężczyźnie. Dialog urzeka delikatnością i czułością – niewieścimi cechami, których ze świecą szukać w obecnych czasach.
Nie wszystkie piosenki z tego albumu były pierwotnie wykonywane przez Celine Dion. Są one jednak najszlachetniejszymi coverami, często stawianymi wyżej niż oryginały. „The Power of Love” to utwór nagrany przez Jennifer Rush w 1984r., wzięty na warsztat przez Dion w roku 1993. Piosenka sama w sobie jest tak piękna, że w połączeniu z głosem Kanadyjki tworzy prawdziwe arcydzieło. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku „All by myself” autorstwa Erica Carmena. Ciekawym jest fakt, że również Carmen nie do końca sam stworzył ten utwór. Bazuje on bowiem na drugiej części (Adagio Sostenuto) Koncertu fortepianowego c-moll nr 2 Siergieja Rachmaninowa.
Cała moja recenzja mogłaby się opierać na pochwałach, gdyby nie jeden problem, który drażnił moje uszy nastawione na relaks i odpoczynek. Proszę wyobrazić sobie mój szok, gdy po zmysłowym „Falling into you” nastąpiło energetyczne „I drove all night”! Piosenki szybkie są najsłabszym ogniwem tego albumu. Być może wydawca nie chciał, żeby słuchacz zasnął podczas gdy Celine Dion snuje swoje ballady. Ja jednak osobiście, bardzo chętnie utonęłabym w ramionach Morfeusza przy akompaniamencie tak wspaniałego i czystego głosu.
8/10.

niedziela, 22 marca 2015

Peter V.Brett "Malowany człowiek" księga 2



Tytuł oryginalny: The Painted Man
Seria wydawnicza: Obca Krew
Cykle: Cykl Demoniczny (tom: 1.2)
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Fabryka słów
Moja ocena: 8/10



Bohaterowie, których w pierwszym tomie poznaliśmy jako dzieci, są już dojrzałymi ludźmi. Każde z nich zostało źle doświadczone przez los, ale i również wyciągnęło z napotkanych sytuacji mądre wnioski. Rojer stracił opiekuna, Leesha niewinność, a Arlen człowieczeństwo. Wszyscy musieli się z czymś pożegnać, by w zamian otrzymać coś nowego, a z porażek uczynić tarczę nie do przebicia.

Ich drogi nareszcie się krzyżują. Spędzają ze sobą dużo czasu na trakcie i odczuwają narastającą więź. Wpływają na siebie nawzajem i dzięki temu razem stawiają czoła własnym lękom, a przeszłość już nie spędza im snu z powiek. Rojer zaczyna wierzyć we własne umiejętności, gdy odkrywa sposób na otumanienie Demonów. Rana w sercu Leeshy zabliźnia się, a dziewczyna zaczyna znów wierzyć w miłość i oddanie dwojga ludzi. Arlen zaczyna na nowo odczuwać ludzkie emocje, przypomina sobie, że są w życiu jeszcze inne rzeczy oprócz zgrai demonów, którą należy zgładzić.

Tom drugi trzyma poziom tomu pierwszego. W porównaniu z poprzednią księgą, która była niejako zarzewiem wydarzeń, tutaj akcja nabiera tempa. I nie należy wyciągać pochopnych wniosków porównując objętości obu książek (500 i 300 stron) – obydwie są jednakowo ciekawe.

Niecierpliwie spoglądam na moją „Pustynną Włócznię”. Już nie mogę się doczekać powrotu do świata Otchłańców i trójki dzielnych bohaterów, którzy nie boją się stawić im czoła.

czwartek, 12 marca 2015

Peter V.Brett "Malowany człowiek" księga 1



 
Tytuł oryginalny: The Painted Man
Seria wydawnicza: Obca Krew
Cykle: Cykl Demoniczny (tom: 1.1)
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 504
Wydawnictwo: Fabryka słów
Moja ocena: 8/10 




Zastraszona ludzkość, zniewolona przez żądne krwi demony reprezentujące ogień, kamień, drewno, wodę, piasek i wiatr. Każda noc może być ostatnią w życiu, a każdy wschód słońca jest błogosławieństwem. Ciągła praca nad umocnieniem zabezpieczeń runicznych, by we własnym domu czuć się bezpiecznie. W takim świecie żyje trójka bohaterów: Arlen, Leesha i Rojer. Każdego z nich poznajemy osobno, a ich drogi nie krzyżują się.

Arlen (ur. 307 Roku Plagi) to chłopiec mieszkający w Potoku Tibbeta. Jest ciekawy świata i już jako dziecko wyróżnia się umiejętnością szkicowania run, będących zabezpieczeniem przed śmiertelnym wrogiem – Otchłańcami. Fascynuje się rolą posłańca i marzy o tym, by móc kiedyś podróżować z wioski do wioski przynosząc niezbędne produkty i wiadomości od sąsiadów. Cechuje go odwaga odziedziczona po matce, gardzi zaś tchórzostwem.

Leesha (ur. 305 Roku Plagi) żyje w Zakątku Drwali. W miarę jak dojrzewa do bycia kobietą, dostrzega wady swojej matki: niewierność, wyrachowanie oraz desperacja w próbach wydania córki za mąż. Nie godzi się na takie traktowanie, co tylko pogarsza jej sytuację. Ponadto narzeczony rozpuszcza we wsi plotki o rzekomym współżyciu z nią. Napiętnowana i wytykana palcami udaje się na praktyki zielarskie do Starej Bruny. Tam z radością oddaje się zgłębianiu tajemnic uzdrawiających mikstur.

Rojer urodził się w 315 Roku Plagi w Rzeczułce. Na skutek nieszczęśliwych zdarzeń trafił pod opiekę minstrela, który nauczył go jak radować serca publiczności śpiewem, tańcem, żonglowaniem i grą na skrzypcach.

Tom pierwszy „Malowanego Człowieka” to książka niezwykle wciągająca. Słyszałam o osobach, które przeczytały ją w jedną noc (500 stron!). Mnie ta sztuka się nie udała, ale jestem skłonna uwierzyć w prawdomówność tych ludzi. Prosty język i interesująca fabuła powodują, że tę powieść po prostu się „pochłania”. Postacie zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe są świetnie nakreślone: pełnokrwiste i prawdziwie ludzkie, wraz ze swoimi mocnymi i słabymi stronami. Książkę wzbogacają dodatkowo ilustracje autorstwa Dominika Brońka. Pobudzają wyobraźnię i przerażają, przez co idealnie pasują do fabuły.

Po przeczytaniu pierwszego tomu od razu wzięłam do rąk następny. Tak dobra historia nie może długo czekać!

wtorek, 17 lutego 2015

Michel Schneider "Marilyn. Ostatnie seanse"


Zachęcona biografią Marilyn Monroe autorstwa Alfonso Signoriniego (link) po ponad roku postanowiłam znów spotkać legendarną blondynkę lecz tym razem opisywaną piórem innego człowieka. Wybór padł na psychoanalityka – Michela Schneidera. Wielkim wyczynem byłaby degradacja tak burzliwego i intensywnego życia do nudnego reportażu, przy którym czytelnik ziewa nawet w południe. Panu Schneiderowi udało się to osiągnąć. (Wątpię, żebym przez cały czas zmagań z tą książką cierpiała na niedotlenienie.)
 
Motywem przewodnim dokumentu jest toksyczna relacja pomiędzy Marilyn Monroe a jej ostatnim (i chyba najważniejszym) psychoanalitykiem Ralphem Greensonem. MM była zagorzałą miłośniczką terapii, psychologii i filozofii. Zaczytywała się w traktatach doktora Freuda, a nawet przez pewien czas była pacjentką jego córki. Raplh Greenson zaintrygował ją już podczas pierwszego spotkania, gdyż jako jedyny mężczyzna, nie patrzył na nią pożądliwie. Przez cały okres trwania ich „związku” pozostawał wierny swojej żonie, którą Marilyn zresztą bardzo ceniła. Wprowadził aktorkę do swojego prywatnego życia, co wpłynęło na ich wzajemne uzależnienie od siebie. Przez ostatnie tygodnie życia MM pobierała terapie dwa razy dziennie, co poniekąd uczyniło z Greensona „lekarza jednej pacjentki”. Zajmowała mu tyle czasu, że nie mógł już pomagać innym, a każdy jego wyjazd w ramach szkolenia bądź wygłaszania naukowych wykładów, okupiony był morzem łez wypłakiwanych przez Monroe. 

Istniała między nimi jakaś tajemnica, rodzaj paktu opartego na pasji, w którym każde zdawało się mówić „Nie umrę, dopóki mną władasz”

Tym, co od razu uderza w strukturze książki jest brak chronologii. Stosowane przez autora skoki czasowe dekoncentrują czytelnika. Raz uczestniczy w wydarzeniach z roku 1946, później 2005, następnie 1950 itd. Skutkuje to zagubieniem na ścieżce życia aktorki, jej psychoanalityka i innych osób, których sylwetki są opisywane. Pomimo usilnych starań i uważnej lektury nie potrafię podać prawidłowej kolejności ważniejszych wydarzeń z życia MM, a książkę odłożyłam na półkę ledwie godzinę temu.

Autor sam przyznaje się do swobodnego traktowania źródeł, na których opiera swój dokument. Dlatego wszystkie wypowiedzi należy przyjmować z dystansem. Warto pamiętać, że głównym celem Schneidera nie jest poprowadzenie nas za rękę przez koleje losu Blondynki, lecz jej analiza psychologiczna. Konsekwencją tego działania jest dopasowywanie poszczególnych wydarzeń, myśli i dialogów do tezy, którą wysnuwa: Marilyn Monroe to osoba z podwójną osobowością – schizofreniczka; wieczne dziecko, szukające w seksualnych kontaktach z mężczyznami rodzicielskiej czułości, której zabrakło we wczesnej młodości.

Nie polecam tej książki jako pierwszej lektury o MM. Schneider zakłada, że ma do czynienia z czytelnikiem, który dobrze zna jej życie, mężów, kochanków i innych ludzi, którzy wiele dla niej znaczyli. Dzięki lekturze Signoriniego nie dziwiło mnie już nazwisko Joe di Maggio, Franka Sinatry czy Johna Kennedy’ego, jednakże obawiam się, że mogłabym niewiele zrozumieć nie mając  wspomnianego już wyżej fundamentu wiedzy. 

„Marilyn. Ostatnie seanse” uważam za lekturę ważną dla miłośników Monroe, którzy pragną zgłębić wiedzę psychologiczną na temat swojej idolki. Dla mnie to było dopiero drugie spotkanie z tą postacią. Cieszę się, że mam już je za sobą, gdyż wzbogaciłam swoją wiedzę o kilka pojęć natury psychologicznej. Mam nadzieję, że następna książka o MM, którą przeczytam będzie ciekawsza od „Ostatnich seansów”. I chyba nie będzie to wielkim wyczynem.

4/10