Starość. Niektórzy nazywają ją jesienią życia i robią użytek
ze swych doświadczeń, wdzięczni za każdą przeżytą chwilę. Zdarzają się jednak
takie osoby, które nie potrafią pogodzić się z upływem czasu.
Jest deszczowy wieczór, wigilia Wielkiej Nocy 1938r. Akcja
dzieje się w Bukareszcie. Siedemdziesięcioletni profesor, Dominik Matei,
zmęczony chorobą Alzheimera, postanawia odebrać sobie życie. Udaje się do
cerkwi na ostatnią modlitwę, jednak w drodze zostaje rażony piorunem. Pomimo poparzeń na całym ciele, udaje mu się
przeżyć wypadek. Co więcej, w czasie śpiączki jego ciało i dusza regenerują się
i młodnieją. Po przebudzeniu Dominik ma około 30-40 lat. Tym niezwykłym
wydarzeniem, oczywiście, interesuje się prasa. Dzięki niej nowina trafia do
nazistów, którzy bardzo chętnie w ten sposób „odmłodziliby” kilku swoich
więźniów dla dłuższej posługi. Czym prędzej chcą poznać tajemnicę profesora,
lecz jego lekarz pomaga mu zorganizować fałszywe dokumenty i uciec za granicę.
Przez kilkadziesiąt lat Dominik jeździ po świecie i opisuje w pamiętnikach
swoje przygody. Mając na nowo 70 lat, wraca na święta Bożego Narodzenia do
swojego rodzinnego miasta i tam spotyka go śmierć. I wszystko byłoby jasne,
gdyby...
No właśnie. Po zakończeniu książki czytelnik zadaje sobie
pytanie „Jak to możliwe?”. Co z tych wszystkich wydarzeń jest jawą, a co snem?
Dużo zastanawiania się, wiele niewiadomych, żadnej odpowiedzi.
Książka jest krótka – ma zaledwie 250 stron, z czego 20%
zajmują fotografie z filmu Coppoli o tym samym tytule. Pomimo wielu niedoskonałości
(czasem nie wiadomo kto, co, gdzie zrobił) wciąga tak, że kilka godzin mija
niepostrzeżenie. Polecam do szybkiego czytania.
Eeeej, streściłaś mi całą książkę! Uduszę :D
OdpowiedzUsuńOj nie, nie! Wbrew pozorom najważniejsze jest niedopowiedziane :D
Usuń