Jak postanowiłam, tak robię! Nadrabiam oglądanie filmów. Dziś czas na "Życie Pi" i "Django" :)
Film jest ekranizacją powieści Yanna Martela o tym samym
tytule. Niestety jeszcze jej nie czytałam, więc nie mam porównania.
Piscine Partel (Irrfan Khan) wspomina swoje dzieciństwo.
Jako chłopiec mieszkał w Indiach, jego rodzice prowadzili ZOO, a on odkrywał
Boga we wszystkich możliwych wcieleniach: chrześcijańskim, buddyjskim itd. Nad
interes rodziny Patel nadciągnęły problemy finansowe, a jedynym wyjściem z tej
sytuacji jest rejs do Ameryki po lepsze życie. Na morzu rozpętała się burza, a
straszliwa moc żywiołu zatopiła statek. Ocalały Piscine odbywa kilkutygodniowy
samotny rejs na szalupie ratunkowej. Przez cały ten czas walczy z głodem,
pragnieniem i strachem. Za kompana ma dzikiego tygrysa bengalskiego, z którym
musi rywalizować o teren i dominację.
Film jest piękny, bogaty w kolory i pełen dobrze zrobionych
efektów specjalnych. Aż żal, że nie udało mi się go zobaczyć w kinie w 3D. Co
do opowieści: uwielbiam, gdy historia ma swoją drugą stronę i gdy po napisach
końcowych przez długi czas jeszcze nie mogę do siebie dojść. „Życie Pi”
dostarczyło mi właśnie takich wrażeń. Super! 10/10.
Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych dwa lata przed
wojną secesyjną. Doktor King Schulz (Christoph Waltz) – niemiecki łowca nagród
– odkupuje czarnoskórego niewolnika, który jako jedyny może zaprowadzić go do
gangu braci Brittle, za których jest wyznaczona nagroda. Django (Jamie Foxx) po
wypełnieniu swojej misji otrzymuje wolność. Jego jedynym marzeniem jest
odnaleźć i uratować ukochaną Broomhildę (Kerry Washington), od której
został oddzielony wiele lat temu. Kobieta znajduje się obecnie na niesławnej
plantacji, której właścicielem jest Calvin Candie (Leonardo DiCaprio).
Przyzwoity western, z bardzo dobrą obsadą aktorską. Dużo
krwi, dużo humoru i absurdu – czasem aż za dużo. Django staje się superbohaterem
nie do pokonania, dr Schulz ma przy sobie zawsze mały zapasowy pistolecik (na wypadek, gdyby ktoś mu zabrał duży), a
Calvin Candie jest do szpiku zły. Nie lubię uproszczeń, dlatego „Django”
otrzymuje ode mnie 6/10.
"Życie Pi"! O kurcze, dla mnie również film byłe mega! Powieści czytać nie mam ochoty, ale ekranizacja naprawdę fajnie wyszła. :) "Django" mam w planach. Choć Ciebie nie zachwycił, może mi się bardziej spodoba. :)
OdpowiedzUsuńWpadłam szybciutko powiadomić Cię, że dostałaś na moim blogu wyróżnienie Liebster Blog Award ;)
OdpowiedzUsuńW django uwielbiam Shulza, recenzja bardzo dobra tyle że już je oglądałem :) życzę powodzenia i zapraszam:
OdpowiedzUsuńmagicbookblog.blogspot.com
chciałbym cię zaobserwować tyle że nigdzie nie widzę google followersa :/
UsuńJuż dodany :)
Usuń