22 lata temu odszedł od nas jeden z największych talentów XXw -
Freddie Mercury. Po latach zmagań z AIDS i spustoszeniem, które zrobiła w jego
organizmie ta choroba, poddał się i zostawił w smutku i żałobie wszystkich
fanów grupy Queen.
Miałam wtedy półtora roku... Siłą rzeczy nic nie pamiętam. Dziś
natomiast, gdy dorosłam i stałam się miłośniczką Queen, mam łzy w oczach, gdy
pomyślę o tym, ile wspaniałych pomysłów zespół nie zdążył zrealizować. Freddie
odszedł za wcześnie, mając zaledwie 45 lat. Żyłby dłużej, gdyby nie zdecydował
odstawić leków. Osłabiony, wątły, wychudzony ostatnie dni swego życia
przeleżał.
Zostawił po sobie ogrom wspaniałej muzyki, którą zna cały świat.
Spełnił swoje marzenie - stał się legendą. Korzystał z życia, szalał, a w końcu
przyjął z godnością konsekwencje swoich wybryków.
Jego
najbardziej znanym "dzieckiem" jest "Bohemian Rhapsody".
Piosenka ta skomponowana w całości przez Freddiego, widnieje na albumie "A
Night at the Opera" z 1975r. Połączenie co najmniej trzech stylów
muzycznych (opera, ballada, rock) w sześciominutową piosenkę w latach
siedemdziesiątych było nie do pomyślenia, dlatego "BoRhap" wszyscy
skazywali na niepowodzenie. Jakże wielkie było zaskoczenie, gdy po jednokrotnym
puszczeniu jej w radio, słuchacze domagali się więcej!
"The show must go on" stoi na płycie
"Innuendo" z 1991r. Miał to być łabędzi śpiew Freddiego, pożegnanie
ze światem, z fanami oraz prośba do zespołu Queen o to, by po jego śmierci
nadal zajmowali się muzyką. Przecież "przedstawienie musi
trwać".
"Mother love", najbardziej poruszająca piosenka Queen. Słyszymy
tutaj człowieka umęczonego chorobą, słabego, dla którego każdy dźwięk to
udręka. Freddie w ostatnich tygodniach życia za wszelką cenę pragnął oddać się
pracy, by choć na chwilę zapomnieć o bólu. Piosenki nie zdążył dokończyć,
ostatnią zwrotkę śpiewa Brian May (gitarzysta Queen). Pod koniec
"schizująca" retrospekcja: od zabawy z publicznością podczas koncertu
na Wembley w 1986r., poprzez fragment piosenki "Goin' Back", którą
nagrał jako Larry Lurex, aż po przejmujący płacz dziecka. (Nie radzę słuchać tego będąc samemu w domu!)
Freddie był nie tylko wspaniałym wokalistą, ale i artystą, jakich mało na
tym świecie. Kochał publiczność, miał z nią świetny kontakt. Wulkan na scenie,
wrażliwy i spokojny poza nią. Człowiek będący jedną wielką sprzecznością. Nie
można go wsadzić do szuflady, nie można dopasować do żadnych ram. Geniusz
muzyczny i wspaniały człowiek.
"Lover of Life, Singer of Songs"
Przyznaję się bez bicia, nie słucham "dawnych" piosenek. Zresztą, w popowych piosenkach XXI w. również nie gustuję. Wolę raczej muzykę filmową... Dlatego też o owym Panu wiem niewiele. Nie ma jednak osoby, która by nie znała hicioru "The show must go on" :D Śpiewałam to kiedyś z moją siostrą...dziwię się, że szyby nie wyleciały wtedy z ram. xD Niewątpliwie jednak ten człowiek zrobił coś wielkiego dla świata, skoro ludzie nadal go tak kochają. :)
OdpowiedzUsuńJa ponad wszystko kocham Queen i Freddiego Mercury. Nie jest to muzyka mojego dzieciństwa, jednak dużo piosenek Queen przewijało się przez radio, gdy byłam mała.
UsuńMuzykę filmową też bardzo lubię, ale jakoś tak (patrząc na kierunek moich studiów) mam dość symfonicznych brzmień na co dzień :D
Niestety ja również znam tę osobę jedynie z nazwy lub może kilku piosenek, które gdybyś nie dodała do nazwy zespołu nawet bym nie wiedziała. Jednak przedwczesna śmierć zawsze boli.
OdpowiedzUsuńPozdrawam.
Boli i to jak... zwłaszcza, gdy pomyślę, ile dobra jeszcze Freddie mógł uczynić dla ludzkości. Tyle niewykorzystanych pomysłów, tyle ciekawych brzmień. Umówił się nawet z Michaelem Jacksonem na zaśpiewanie duetu i coś tam ponoć razem nagrali. Może kiedyś ten zapis ujrzy światło dzienne ;)
Usuń20 year old Software Engineer IV Thomasina Edmundson, hailing from Maple enjoys watching movies like "Legend of Hell House, The" and Handball. Took a trip to Shark Bay and drives a Alfa Romeo 8C 2900B Pinin Farina Cabriolet. Kliknij tutaj
OdpowiedzUsuń