sobota, 4 stycznia 2014

Życie Pi / Django



Jak postanowiłam, tak robię! Nadrabiam oglądanie filmów. Dziś czas na "Życie Pi" i "Django" :)


Film jest ekranizacją powieści Yanna Martela o tym samym tytule. Niestety jeszcze jej nie czytałam, więc nie mam porównania.
Piscine Partel (Irrfan Khan) wspomina swoje dzieciństwo. Jako chłopiec mieszkał w Indiach, jego rodzice prowadzili ZOO, a on odkrywał Boga we wszystkich możliwych wcieleniach: chrześcijańskim, buddyjskim itd. Nad interes rodziny Patel nadciągnęły problemy finansowe, a jedynym wyjściem z tej sytuacji jest rejs do Ameryki po lepsze życie. Na morzu rozpętała się burza, a straszliwa moc żywiołu zatopiła statek. Ocalały Piscine odbywa kilkutygodniowy samotny rejs na szalupie ratunkowej. Przez cały ten czas walczy z głodem, pragnieniem i strachem. Za kompana ma dzikiego tygrysa bengalskiego, z którym musi rywalizować o teren i dominację.
Film jest piękny, bogaty w kolory i pełen dobrze zrobionych efektów specjalnych. Aż żal, że nie udało mi się go zobaczyć w kinie w 3D. Co do opowieści: uwielbiam, gdy historia ma swoją drugą stronę i gdy po napisach końcowych przez długi czas jeszcze nie mogę do siebie dojść. „Życie Pi” dostarczyło mi właśnie takich wrażeń. Super! 10/10.


Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych dwa lata przed wojną secesyjną. Doktor King Schulz (Christoph Waltz) – niemiecki łowca nagród – odkupuje czarnoskórego niewolnika, który jako jedyny może zaprowadzić go do gangu braci Brittle, za których jest wyznaczona nagroda. Django (Jamie Foxx) po wypełnieniu swojej misji otrzymuje wolność. Jego jedynym marzeniem jest odnaleźć i uratować ukochaną Broomhildę (Kerry Washington), od której został oddzielony wiele lat temu. Kobieta znajduje się obecnie na niesławnej plantacji, której właścicielem jest Calvin Candie (Leonardo DiCaprio).

Przyzwoity western, z bardzo dobrą obsadą aktorską. Dużo krwi, dużo humoru i absurdu – czasem aż za dużo. Django staje się superbohaterem nie do pokonania, dr Schulz ma przy sobie zawsze mały zapasowy pistolecik (na wypadek, gdyby ktoś mu zabrał duży), a Calvin Candie jest do szpiku zły. Nie lubię uproszczeń, dlatego „Django” otrzymuje ode mnie 6/10.


5 komentarzy:

  1. "Życie Pi"! O kurcze, dla mnie również film byłe mega! Powieści czytać nie mam ochoty, ale ekranizacja naprawdę fajnie wyszła. :) "Django" mam w planach. Choć Ciebie nie zachwycił, może mi się bardziej spodoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam szybciutko powiadomić Cię, że dostałaś na moim blogu wyróżnienie Liebster Blog Award ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W django uwielbiam Shulza, recenzja bardzo dobra tyle że już je oglądałem :) życzę powodzenia i zapraszam:
    magicbookblog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałbym cię zaobserwować tyle że nigdzie nie widzę google followersa :/

      Usuń